czwartek, 17 sierpnia 2017

Przegląd rozdziałów #11

Witam Was serdecznie!

Post powinien być w weekend, ale trzeba nadrobić stracony czas. Na weekend planuję dodać aktualizację blogów, toteż zapraszam do zgłaszania nowych.


Zerknijcie na prawą stronę i zagłosujcie jeszcze w ankiecie na lipiec oraz wyraźcie opinię na temat portali społecznościowych. 
Zawsze możecie jeszcze wejść na TUMBLR, gdzie jesteśmy od dłuższego czasu, ale nie za bardzo aktywni. Postarajmy się to zmienić! ;D



Las SmokaRozdział 8
– Co pan zrobił z moim ciałem?
Osobliwy cień przemknął po postaci Chase’a, jakby ostatkiem sił hamował się przed komentarzem. Kimiko uważała, że zna jego zagrywki na tyle nieźle, żeby zgadnąć, iż najprędzej powiedziała coś dwuznacznego, co najwidoczniej go rozbawiło.
– Tylko to chcę wiedzieć, a potem się rozstaniemy – zakomunikowała sucho.
Przekrzywił głowę i zmrużył ślepia.
– Tu nie chodzi o to, co z nim zrobiłem, lecz co jeszcze mogę z nim zrobić… – wyszeptał przenikliwie, aż krew ścięła się w żyłach dziewczyny.
– Słucham?!


LabiryntCzwarty rozdział
Hermiona przez pierwsze pół godziny uważnie obserwowała, co robią uczniowie. Jedni radzili sobie lepiej, drudzy gorzej. Z pewnością do tych pierwszych należeli Ślizgoni. Mieli do tego smykałkę. Hermiona postanowiła przejść się pomiędzy stanowiskami i pomóc trochę co niektórym. 
– Musicie to zmiażdżyć, chłopaki – powiedziała do Jamesa i Syriusza, którzy męczyli się z fasolą z korzenia waleriany. 
Łapa klepnął się w czoło, po czym Hermiona się uśmiechnęła – lekko ją to rozbawiło.
– No przecież, pani profesor. My wiedzieliśmy. – Syriusz zgniótł fasolę. 
– Nie wątpię. – Pokiwała głową Gryfonka. 
Hermiona przechadzała się dalej, następie znajdowało się stanowisko Remusa i Petera. Im szło w porządku. Pomimo że Lupin nie miał „odpowiedniej” receptury, szło mu dobrze. Widziała, że wszystkim zajmuje się Remus, a Peter tylko robi dobre wrażenie, lecz po prostu przeszła dalej. Kolejni byli jacyś Ślizgoni. Obejrzała się jeszcze za siebie, ponieważ usłyszała dźwięk bulgotania któregoś z eliksirów. To nie był dobry znak!
– Merlinie, nie… – Nie zdążyła dokończyć, bo po klasie rozniósł się huk. – Cholera. Kto postanowił zostawić kociołek?


Smocza opowieść7. Jonathan Smart
— Dementorzy? — szepnęła, jakby się bała, że te przerażające istoty czają się gdzieś w kątach pokoju, gotowe do ataku.
Chłopak pokiwał głową.
— Tonks mówi, że muszą być niedaleko — powiedział. — Ale Nora znowu jest chroniona mocnymi zaklęciami… no i Aurorzy bez przerwy się tu kręcą — dodał po namyśle, spoglądając przez trochę zakurzone okno. [...] — Zastanawiałeś się nad Malfoyem? — spytała z duszą na ramieniu. [...] — Bo ja tak — rzekła pośpiesznie, odkładając filiżankę na tacę. — Ta sprawa z nim nie daje mi spokoju, przecież mnie uratował, prawda? A za kilka dni jest ślub Billa i Fleur, i nikt, ale to absolutnie nikt spoza Zakonu Feniksa nie może się dowiedzieć, że Malfoy tutaj jest.


LabiryntPiąty rozdział
Hermiona klapnęła na krzesło, założyła jedną nogę na drugą i spojrzała przez okno. Na chwilę utkwiła wzrok w ludziach przechadzających się po Pokątnej. Jej uwagę przykuła jakaś dziwna postać, zapewne to kobieta. Miała na głowie kaptur, a spod niej wystawały jasne blond loki. Oprócz tego trzymała coś na rękach. Rozglądała się nerwowo. Była teraz na ulicy sama (no może oprócz jakiegoś czarodzieja, który był ewidentnie w stanie upojenia alkoholowego i zasnął na ławce). Zaczęła biec, nie mogła zbyt szybko, ponieważ bała się upuścić coś, co trzymała na rękach. Nagle ktoś pojawił się przed nią. Hermiona nie miała wątpliwości, że to Śmierciożerca. W końcu w czasach, w których znajduje się szatynka, Lord Voldemort zaczynał już zbierać swoich sług. Kobieta zaczęła krzyczeć, upadła na podłogę, upuszczając zawiniątko. Po ulicy Pokątnej rozniósł się płacz dziecka. 
Hermiona nie zastanawiała się, czy ma pomóc kobiecie. Wybiegła szybko ze sklepu, wyciągając różdżkę. 
– Drętwota! – krzyknęła, powalając zaklęciem Śmierciożercę.


"Można oczy zamknąć na rzeczywistość, ale nie na wspomnienia"Rozdział 30 (epilog)
„Razem stawiliśmy czoła naszej przeszłości, chcąc wreszcie pokonać ją na dobre — ale ostatecznie oboje zostaliśmy w niej uwięzieni, osobno, z daleka od siebie. Mogliśmy próbować wzajemnie się ratować, wydostać się z tej przeklętej pułapki, ale ilekroć usiłowaliśmy uciec, tylekroć zostawaliśmy z powrotem schwytywani. Została nam jedynie samotność i poczucie ogromnej straty, straty samych siebie. Ta relacja zatruwała nas od wewnątrz, choć żadne nie chciało się z tym pogodzić. Razem nie byliśmy w stanie żyć, bo prześladowały nas wspomnienia; ale osobno było jeszcze gorzej. (…) Nie miałam wątpliwości, że kochałam: krótko, ale intensywnie. Wolałam te kilka miesięcy życia przy jego boku, niż wieczność z kimś, do kogo nie żywiłabym żadnego uczucia. Zrozumiałam, że gdy się kocha, nie jest ważne, w jaki sposób się to okazuje; czy jest się przy sobie w każdej sekundzie, czy tylko w tych najbardziej znaczących… ważne było, by kochać i być kochanym, nawet jeśli tylko przez chwilę i nawet jeśli ta miłość miała zostawić na sercu szramę nie do zagojenia.”


LabiryntSzósty rozdział
Kilka metrów przed sobą ujrzała podest, gdzie stało coś przykrytego szarym materiałem. Zagryzła dolną wargę. Walczyła z tym, by nie spojrzeć pod materiał. Już była pewna decyzji, żeby wyjść z pomieszczenia, lecz w ostatniej chwili szybkim krokiem weszła na podest. Ręka jej drżała. Bała się tego, co może odkryć pod materiałem. Cholera, Lily, bądź odważna!, próbowała się zmotywować. Raz, dwa i... trzy! I odkryła, że pod wielkim, szarym materiałem znajdowało się lustro – duże z napisem u góry „AIN EINGARP ACRESO GEWTEL AZ RAWTĄ WTE IN MAJ IBDO”. Zastanawiała się, co oznaczały te słowa, jednak nie miała zielonego pojęcia, jak to rozszyfrować. 
W końcu spojrzała w lustro. Widziała siebie i Petunię, które uśmiechają się do siebie. Za nią stał jakiś chłopak z burzą włosów. Nie wiedziała, kim był, ponieważ widziała jedynie zarys postaci. Wpatrywała się w obraz w lustrze przez kilka minut. 
Z transu wyrwało ją trzaśnięcie drzwi. Aż podskoczyła, naprawdę się wystraszyła. Gdy odwróciła się, nie zobaczyła nikogo. Powolnym krokiem podeszła do drzwi i, uchylając je, wychyliła się, by spojrzeć na zewnątrz. Poczuła na swoim ramieniu dziwne mrowienie i momentalnie zrobiło jej się chłodno. 
– Ktoś wie, że tutaj jesteś? – zapytał ktoś stojący za nią. – Ktoś poza mną?
– Nie – odpowiedziała drżącym głosem; nie odwróciła się, by spojrzeć, kto do niej mówi. 
– Och, no tak – mruknęła dziewczyna stojąca za Lily. Panna Evans wiedziała, że to kobieta – rozpoznała to po głosie. – Niedobrze by było, gdyby ktoś się dowiedział, że tutaj przyszłaś.
Panna Evans się odwróciła. Ujrzała za sobą ducha dziewczyny – młodej, może starsza o kilka lat od Lily. 
– Kim jesteś?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy