Rozdział 149 Było nas czterech.
Przestronna sala z trzema rzędami podłużnych, prostych, drewnianych ławek bez oparcia, wypełniona po brzegi ludźmi. Wysokie białe ściany bez żadnych ozdób i okien, zwieńczone monumentalnym, zdobionym dziwnymi rzeźbami sufitem, przytłaczają mnie. Siadam na wcześniej przygotowanych dla nas miejscach, tuż za ławą oskarżonych, mocno owijam się skórzaną kurtką taty. Na zewnątrz jest upał, ale tu - na szczęście - jest chłodno, a zapach tej skóry daje mi jakieś poczucie stabilności.
- Igrzyska Śmierci
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz