Rozdział. 13 Eliminacje i pocałunek.
W dzień eliminacji pogoda była wręcz idealna do latania, a panna Evans była przekonana do swojej wygranej. Zresztą nie tylko ona, bo jedyną osobą, która uważała inaczej był sam kapitan drużyny, który za każdym razem, gdy mówiła, że jego mina będzie bezcenna, odpowiadał, że niech to powie, kiedy spadnie z miotły po pierwszej minucie. Lily już od jakichś dwóch lat lata na miotle i gra razem z Syriuszem w quidditcha jeden na jednego. Tak więc dziewczyna była pewna wygranej i już planowała piżamówkę z dziewczynami i litrami alkoholu, które dostani od Pottera. Jednak nie to było najlepsze, ale jego mina, kiedy będzie musiał przyjąć ją do drużyny i przyznać, że przegrał zakład. O tak, to będzie w tym najlepsze. Lily wstała dosyć wcześnie, żeby zobaczyć jaka będzie pogoda, żeby lepiej się przygotować w razie gdyby padał deszcz.
- Harry Potter >>> Czasy Huncwotów
Świat słów.
Peeta stoi nade mną z ręką wyciągniętą w moim kierunku. Poranne słońce wpada do mojej sypialni. Mrugam i odprężam się widząc, że Peeta podaje mi tabletki i wodę.
Z łatwością połykam pigułki, jednak wyjście z ciepłego łóżka już nie jest takie łatwe. Naciągam koc na głowę i mam nadzieję, że mój gość zrozumie aluzję. Peeta cierpliwie siada na krześle i oferuje mi śniadanie. Odmawiam. Nalega i zjadam kromkę chleba.
Mój pełen pęcherz jest jedynym powodem, dla którego wychodzę z łóżka. Peeta zabrania mi wracać do łóżka i podaje mi moje buty do polowania. Prawdopodobnie nie da mi spać dopóki nie wyjdę z domu.
Wolno idę do lasu z nadzieją, że trochę rozjaśni mi się w głowie gdy nieco oprzytomnieję. Jednak tak się nie dzieje. O strzelaniu nawet nie ma mowy, więc wykopuję trochę cebuli i zbieram nieco dzikiego kopru. Dzień robi się coraz cieplejszy, ale ja, pomimo że jestem ubrana w bluzkę z długim rękawem, zamarzam. Za to moja skóra wręcz płonie.
- Igrzyska Śmierci
Rant czarodzieja.
James kochał Hogwart, wręcz uwielbiał go całym sercem, jednak nie tego dnia. Tak się nieprzyjemnie złożyło, że naprawdę nienawidził wstawania skoro świt. A ósma to zdecydowanie za wcześnie, nawet jak na pierwszy dzień zajęć. Siedzenie w ławce o tak potwornej godzinie jawiło się dla młodego Pottera niczym tortura, natomiast prowadząca jakiś długi monolog Minerwa McGonagall tylko pogarszała jego samopoczucie.
– Ma pan może coś do powiedzenia, panie Potter? – zapytała nauczycielka z dobrze ukrytym przekąsem.
– Skąd – pośpieszył z odpowiedzią James. – Pani profesor jak zawsze wszystko świetnie wytłumaczyła.
– Cieszę się, że wszystko zrozumiałeś, Potter. Może więc byłbyś łaskaw powtórzyć, co mówiłam, skoro wszystko jest jasne i nie masz żadnych pytań?
- Harry Potter >>> Czasy Huncwotów